czwartek, 8 grudnia 2016

#prowiant #kanapkizłososiem #lipcowe24kilosy

Wybitność wśród otoczenia lekko ponad 100 m. Widziana już z daleka. Nazywana górą samobójców. Piękna, majestatyczna, często kapryśna (czyli jak typowa kobieta), świńska jeśli chodzi o pogodę. Polecana śmiałkom do przejścia przed samą OP (Orlą Percią), tak aby oswoić się z łańcuchami, lufiastością.
Zdobywała ją sama elita. Maria Skłodowska- Curie z córkami, Mieczysław Karłowicz, Stefan Żeromski, Włodzimierz Lenin czy sam Stanisław Wyspiański.

Oto i ona, dzisiejsza bohaterka
Wcześniej nazywana Dźwinią Skałą, Szwinią Skała czy Świnnicą. Obecna nazwa utrwaliła się w XX wieku. Nazwę można tłumaczyć dwojako.
Pierwsze legendy głoszą, iż powstała z podobieństwa do... świni (mając na myśli cały masyw, który ciągnie się od Skrajnej Turni do Niebieskiej Turni).
Drugie zaś mówią, że nazwa podchodzi od tego, iż góra długo była niezdobyta, opierała się szturmom turystów, czyli zachowywała się po prostu po "świńsku" (nie łączyć z kobietami).

Urokliwa Dolina Jaworzynki

c.d. Dolina Jaworzynki
Prowadzą nań kilka wariantów:
- pierwszy wariant- czyli na Świnicę z Kasprowego Wierchu,
- drugi- z Hali Gąsienicowej przez Przełęcz Liliowe lub Świnicką Przełęcz,
- wariant numer trzy- z Piątki przez Zawrat na Świnicę,
- jakby się uprzeć, to mamy również czwarty- z Hali Gąsienicowej na Zawrat, a potem na Świnicę.
Także do wyboru do koloru, należy jednak pamiętać, że odcinek od/do Zawratu na Świnicę jest nieco bardziej wymagający niż wejście od drugiej strony (czyli idąc od Kasprowego, czy Hali Gąsienicowej).



Zatem. Wyobraźmy sobie piękny, lipcowy, sobotni poranek. Słońce wali z nieba, jak oszalałe. Temperatura w ciągu dnia (według prognoz) oscylować będzie w okolicach 30 stopni. Na niebie same Cumulusy (zwiastun dobrej pogody). Bajka.

Gdyby ktoś miał wątpliwości, gdzie człapiemy

Tym razem jesteśmy mądrzejsze (niż poprzednio) i nie zjara nam facjat. Mamy kremy z filtrem i nie zawahamy się ich użyć. W końcu nie chcemy paść ofiarą, tudzież być pośmiewiskiem z naszą opalenizną a'la  "janusze gór".
Naszą przygodę rozpoczynamy od mocno kalorycznego śniadania (kanapki z łososiem ;) ). Prowiant. U nas wygląda on dość standardowo. To bardzo ważna kwestia. Jeśli prowadzimy zakład "odnowy w tłuszczu", to w zupełności wystarczy, że zaopatrzymy się w wodę - niegazowaną (choć ja preferuję gazowaną), gdyż jak wiadomo, woda gazowana powiększa nam żołądek, przez co o wiele trudniej jest zapanować nad żądzą konsumpcji czegoś pysznego. Powyższy paragraf dotyczy się także wszelkich anorektyków. Dla wszystkich pozostałych osób polecam zabrać (oczywiście) dość spore zapasy płynów (w przypadku bardzo upalnego dnia, zapasy wody będą ubywać w zastraszającym tempie), kanapki (dla ambitnych), wszelakiej maści batoniki, czekolady (pomogą nam zregenerować siły, których na szlaku nie będziemy mieli za wiele).
W tym owym dniu popełnione zostaną przez nas, tak przez dwie babeczki, 24 kilometry. Zrobimy całkiem ładną traskę, w tym żarze słonecznym, który atakuje z nieba.
Standardowo ruszamy z Kuźnic, ale tym razem niestandardowo, bo nie przez Boczań, a przez Jaworzynkę pędzić będziemy.
Akcja rozgrywa się jeszcze przed Orlą Percią. Pierwszy pit stop i drugie śniadanie, czy trzecie (?) spożywamy oczywiście w Murowańcu.

Po wyspindraniu się ciut wyżej naszym oczom ukazuje się taka oto bajka

Po prawej Czarny Staw Gąsienicowy, po lewej Zielone Stawki

Orla z nieco innej perspektywy

Ten najbardziej wybitny, to Krywań ;)

Kościelec i Tatry Zachodnie w oddali

Na Świnicą wybieramy wariant drugi, czyli z Hali Gąsienicowej przez Przełęcz Świnicką. Razem z nami spaceruje kilka osób (może z cztery osoby mijamy na szlaku). Stąd kiedy prawie docieramy już do wierzchołka i naszym oczom ukazuje się rzeka ludzi moja mina nieco rzednie. No cóż trzeba było z Krakowa wyjechać nie o 4:00, a o 3:00...

Zdecydowanie moje miejsce na Ziemi
W zasadzie nie ma co marudzić, swoje odstać trzeba. W końcu docieramy na wierzchołek (jesteśmy na nim około 10:00). Opis warunków na szczycie (jak dla mnie) zbyt klaustrofobicznie, decydujemy się spędzić tam 10 minut i uciekamy na Zawrat.

Panorama ze Świnicy: Zadni Staw Polski, Czarny Staw Polski oraz (znowu) Krywań

OP

Nie da się kontemplować gór wśród takiego tłumu (to wyjaśnia dlaczego omijam Giewont w sezonie szerokim łukiem). Każdy ma swoje preferencje.


I tutaj zabawa się dopiero zaczyna. Sama Świnica (podkreślam, iż to mój subiektywny pogląd) z Hali Gąsienicowej nie stanowi dla nas dużych trudności, ale już odcinek Świnica- Zawrat robi się dużo ciekawszy, dużo bardziej lufiasty. Po pierwsze nie każdy decyduje się schodzić tą trasą (na całe szczęście), a po drugie wyrasta nam coraz więcej drabinek (no w zasadzie to może są dwie), więcej łańcuszków i bardziej eksponowany teren. Rozumiecie no risk, no fun, a że my lubimy jak są wyzwania.

To co na Kozią Przełęcz? :)

O tu tu chcę!
Na Zawracie mamy jeszcze smaczek, by iść dalej (tzn ja mam, Asia niekoniecznie), dalej mam na myśli Mały Kozi. Dobrze się dzieje, że nie idziemy, bo czasowo słabo to wygląda godzina około 11:00 i zaczynać Orlą? Kusi, oj kusi bardzo, ale decydujemy się zostawić ją na potem. Przecież góry nie uciekną.

OP

Schodząc z Zawratu słońce świeci jak oszalałe

Rzut oka na to, co nas czeka w sierpniu

Czarny Staw Gąsienicowy po raz kolejny

OP

:) górskie dziewczyny
Następnym razem wybiorę jednak wariant wschód bądź zachód słońca na Świnicy. A teraz czeka nas żmudne zejście do Kuźnic z rzeką osób, gdyż pogoda w Tatry przyciągnęła turystów. W ekspresowym tempie meldujemy się już na dole, szybki spacer pod nasz zaparkowany samochód i lecimy do Krakowa. W korkach, bo a jak.


Czarny Staw Gąsienicowy

Czarny Staw Gąsienicowy

Kościelec też załapał się na fotkę

Światowa premiera .
P.S. teraz już na pewno za to zginę...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz