poniedziałek, 14 listopada 2016

Krakowska eskpedycja na Starorobociański

Tak było!

Czerwiec. Kościelisko.
To tutaj zaczynamy krakowską ekspedycję na Starorobociański Wierch.
Czy byłam? No nie. Pierwszy raz, jakoś pomijałam tą poczciwą górę (jakbym wiedziała, co mnie czeka to byłoby to bardzo logiczne).
Tak więc, jest to mój pierwszy raz na Starorobociańskim.

A takie piękne soboty są w czerwcu w Dolinie Kościeliskiej, godz. 8:46
Część ekipy, z jak zwykle skromnym bagażem

Grzeje, z minuty na minutę grzeje mocniej, ale my się słońca nie boimy.
Plan zakłada dotarcie do naszego base camp, czyli schroniska na Hali Ornak, gdzie mamy nocleg, pozostawienie plecaków i zmianę na coś lżejszego. Nie ma co, trochę kilometrów mamy do zrobienia. Znowu nie wiemy co nas czeka. Naiwni (ale ja tam lubię tą naszą naiwność).

W sobotę wybieramy prawą stronę mocy (w niedzielę obierzemy kierunek na lewicę ;) )

Base camp, czyli schronisko na Hali Ornak

Żwawym tempem (a co!) ruszamy spod Ornaku w kierunku Przełęczy Iwaniackiej. Tutaj powinna być zasłona milczenia. Czy ja wspominałam już, że grzało? Przełęcz dała trochę w kość, dość strome podejście, ale jak zwykle w wyśmienitym towarzystwie pniemy się ku górze. Im wyżej, tym zaczyna się robić coraz chłodniej i coś więcej tych chmur, ta kwestia akurat niekoniecznie nam się podoba.
Na Iwaniacką docieramy cali, aczkolwiek co niektórzy... zdyszani. Na zdrowie!

Iwaniacka Przełęcz

What's next?
Ornak (1854 m n.p.m.), zielony szlak 1h30min, wśród kosodrzewiny (myślę, że zrobimy szybciej, wiadomo). Wybornie. Przepełnieni dumą po zdobyciu I bazy, mkniemy ku górze, ku Ornakowi. Jest sympatycznie, aczkolwiek zaczyna robić się lekkie mleko, więc miejsce docelowe przywita nas takimi pięknymi widokami. Na Ornaku chwila dla fotoreporterów.

Gdzieś na Ornaku...

Wyjaśnimy może słowo "Ornak", ponieważ jest to nazwa szczytu, jak i również całego grzbietu górskiego.
Ornak- jako grzbiet górski składa się z czterech wierzchołków, idąc od Przełęczy Iwaniackiej: Suchy Wierch Ornaczański (1832 m), Ornak (1854 m), Zadni Ornak {1857 m) i Kotłowa Czuba (1840 m). Na Ornaku (ku uciesze większej części ekipy) spotykamy jeszcze śnieg, chyba nie muszę wspominać, co dzieje się potem.

Tam sobie pójdziemy

Gdy patrzę na tą fotkę nasuwa się komentarz "jak dzik w żołędziach", ale pozostańmy przy tym żeby cieszyć się z małych rzeczy, jak widać na załączonym obrazku w pewnym przypadkach wystarczy śnieg do szczęścia :D

Baza II odhaczona. Górski drogowskaz wskazuje 1h do punktu docelowego, czyli do bazy III i zarazem ostatniej w tej wyprawie- Starorobociański Wierch (tutaj powinna pojawić się muzyka dla dodania horroru całej sytuacji).

Godzinka
Zachodnie jesteście przepiękne / zdjęcie z Siwej Przełęczy w kierunku Doliny Starorobociańskiej
 
Zachodnie polecają się!



Iwaniacką Przełęcz trochę czuliśmy w nogach, ale zaś samo podejście na Ornak z Iwaniackiej nie było takie złe. Ochoczo więc ruszamy w kierunku Starorobociańskiego, aczkolwiek ja z dość dużym respectem. Nasłuchałam się od mego profesora na studiach (zeszedł całe Tatry polskie, słowackie, nie wspominając już o innych pasmach górskich w Europie), że nasz główny bohater dzisiejszego wpisu zmęczył go cholernie.
Patrze ja to ci na niego, no patrzę i myślę sobie "no jak? no gdzie? ta pierdoła? ta niepozorna pierdoła? serio?".

Niepozorne zuo, niepozorna pierdoła

Serio. Nie kłamał.
Jak tak się patrzy na niego to wydaję się taki przeciętny. Kupa drobnych kamyczków. Niechże was to nie zmyli! Po tej kupie drobnych kamyczków, no momentami zdarzają się większe, idzie się jak za karę. No dramat (ponarzekam trochę), nie lubię po czymś takim chodzić, męczy to bardzo, ja tam wolę się powspindrać.
Ale przecież my nie odpuszczamy, właśnie po to tu przyszliśmy. Stanąć oko w oko z legendą moich studenckich opowieści.

I niech mi ktoś powie, że w górach nie można się zakochać! Szybki rzut oka na Dolinę Starej Roboty (Starorobociańską)

Na godzinnej trasie palimy kalorie, co poniektórzy zarzekają się "że na cholerę mi to było" (żeby nie było nie ja), choć też tam w duszy mi gra, że takie to niepozorne, a męczy. Ach te pozory.
Na szczyt wchodzimy w mleku (tłum. we mgle). Ma to swój urok, zresztą góry zawsze mają, we mgle czy bez. Troszkę żal, że nie mamy okazji obejrzeć tych wspaniałych widoków na najwyższym szczycie Tatr Zachodnich położonym w całości po polskiej stronie.

Tak się cieszy człowiek, który jeszcze nie wie, co go czeka (nawina)

4 czerwca dokładnie o 14:09 krakowska ekspedycja na Starorobociański osiąga wierzchołek.

...a tak się cieszy, kiedy osiąga wierzchołek :)

I co ja tu mogę napisać? Moja noga prędko tu z powrotem nie postanie, tak mnie ta rzekoma (!) pierdoła zmęczyła! Jak na każdym wierzchołku- wieje, mocno wieje, więc spędzamy tutaj jakieś 20 min i decydujemy się schodzić, dodatkowo zaczyna kropić. Na wierzchołku spotykamy również fajną ekipę chłopaków z Łodzi, którzy szli od Jarząbczego. Okaże się potem, że spotkamy się ponownie w naszym base camp na Hali Ornak.
Ambitne plany zakładały, że obskoczymy jeszcze Kończystą, ale raz że pogoda się psuje, dwa jest już 14, a trzy (najważniejsze) paliwa brak- głodni my bardzo. Zapada decyzja, że zmykamy w dół, ale w celu urozmaicenia trasy (bo kto lubi wychodzić i wracać tą samą) decydujemy się zmienić trasę zejścia. Schodzimy do Siwej Przełęczy, a tam zamiast kierować się zielonym szlakiem na Ornak, wybieramy kolor niebieski- będziemy schodzić Doliną Starej Roboty, a następnie zabójczy dla nas szlak żółty.
Czemu zabójczy? Ano temu, bo z powrotem widzimy na górskim drogowskazie magiczne 1h 15min. do ulubionej naszej Przełęczy Iwaniackiej. Głodni, bardzo bardzo głodni trasę robimy w 40min., potem jeszcze chwila i mamy base camp.
Dla co poniektórych trasa była zabójcza, gdyż na drugi dzień miały być Czerwone Wierchy, tzn. były, ale nie wszyscy podołali zadaniu. Mimo wszystko i tak duma! :)

P.S. Brak pogody do obserwacji jakiejkolwiek panoramy ze Starorobociańskiego jest chyba celowy. Zaklinałam, że w najbliższej przyszłości moje piękne stopy nie postaną na tymże szczycie. Jak wiadomo powszechnie kobieta zmienną jest. Starorobociański planowany ponownie na wiosnę/ lato, co by zielono było. A możeby tak od drugiej strony? Czas pokaże.




...
P.S.2. Tak, zmęczył nas ogromnie, ale wracamy zawsze w wyśmienitych nastrojach. Poniżej dowody :)
P.S.3. Nie polecam placków po węgiersku w naszym base camp.









Gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości, gdzie byliśmy, to tam (tzn. no prawie tam ;) ):


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz